Japończycy
zlikwidowali Colta i postawili na podbój kosmosu. Tak powstał Space Star, ale
czy jest rzeczywiście przestrzenny?
Spójrzmy na to, co nam dało Mitsubishi:
fenomenalnego Lancera Evolution, ciekawego Eclipse czy dającego sobie radę w
terenie Pajero i Oulandera. Mamy więc do czynienia z marką, która wie na czym
polega tworzenie aut. Oczywiście wyżej wymienione przykłady mają swoją cenę, na
którą część społeczeństwa nie może sobie pozwolić. W ten prosty sposób
dochodzimy do działki każdego producenta, czyli małych, tanich aut, które są
przeznaczone dla zwykłego obywatela oraz dla firm. Na tym polu mamy jednak
sporą konkurencję. Prawie każdy producent samochodów ma w swojej ofercie auto,
które jest małe, tanie i dostępne dla większej części ludzi.
Jakiś czas temu Mitsubishi miało w swojej ofercie
model Colt - małe auto, które może nie zwojowało rynku, ale było niewielkich
rozmiarów i miało przystępną cenę. W tamtym czasie nie odbiegało od tego, co
można było znaleźć u innych producentów azjatyckich samochodów. Czasy się
jednak zmieniły i Colt poszedł w odstawkę. W jego miejsce pojawił się
dzisiejszy bohater naszego testu, czyli Space Star. Nie mylmy go jednak ze
starym Vanem marki, który nosił tę samą nazwę.
Przy tym teście zacznijmy od jazdy. Prowadzenie
tego auta można porównać do prowadzenia chomika. Nie wiadomo, w którą stronę
pojedzie gdyż na kierownicy jest całkiem sporo luzu. Nie musimy jednak o to się
martwić. Co to, to nie. Auto ma jedynie 80 koni mechanicznych mocy, które
zostały siłą wyciągnięte z silnika 1.2 MIVEC. O dziwno prędkość maksymalna
wynosi 180 km/h, lecz osobiście bałem się sprawdzić. Z jednej strony dlatego,
że droga po prostu na to nie pozwalała, z drugiej dlatego, że przy prędkości
ponad 100 km/h we wnętrzu auta niektóre elementy zaczęły się trząść. Gdy
jedziemy przepisowo auto może dać sporo frajdy. Jest jak nasz ukochany terrier,
który skacze dookoła nas i merda ogonem, ale kiedy się rozpędzi to ma problem z
tym, aby skręcić. Dokładnie ten sam problem pojawia się tutaj. Rozpędzić się
możemy, auto trzyma się drogi, nie ucieka nam na boki, jednak siedzenia nie
trzymają w zakrętach i można trochę pojeździć po siedzeniu. Dużym problemem
jest też to, że przy wyższych obrotach na pierwszym biegu potrafi samoistnie
wyskoczyć bez użycia sprzęgła. To bardzo delikatny terier. Trzeba o niego dbać.
Najlepiej jeździć nim po mało uczęszczanych drogach albo po mieście. Wtedy nie
sprawi problemu swojemu właścicielowi.
5-biego skrzynia manualna nie jest idealna, jednak sprawdza
się i nie trzeba uderzać w nią młotem ważącym 10 kg, aby zmienić bieg. Jeszcze jedna zaleta auta to wytłumienie.
Można by było przypuszczać, że przejechanie po torach może spowodować częste
wizyty u rehabilitanta albo spędzeniem reszty życia na specjalnej poduszce do
siedzenia, jednak tego tutaj nie uświadczymy. Gdy nie musimy gwałtownie się
rozpędzać, auto łyka, jak na swoją klasę, nierówności i całkiem przyjemnie się
prowadzi. Sprint do 100 km/h zajmuje małemu Space Starowi 11,7 sekundy. Nie ma tragedii,
ale auto nie waży też dużo. Masa własna auta wynosi jedynie 845 kg. To mniej
więcej waga 2 motocykli z osprzętem.
Przejdźmy teraz do wnętrza. Wnętrze to zabawa
wieloma kolorami, pod warunkiem, że są to różne wersje czarnego. Chociaż nie
byłbym sprawiedliwy gdybym nie wspomniał o pomarańczowym wyświetlaczu radia,
niebieskim nadruku na prędkościomierzu czy licznych kontrolkach, także tej
informującej o ciśnieniu w oponach. Cała reszta niestety nie powala. Dostajemy
wielofunkcyjną kierownicę (za dopłatą) czy odpalanie na przycisk (za dopłatą),
ale nie zmienia to faktu, że nawigacji nie uświadczymy, nawet gdybyśmy
dopłacili. Nie ma jej na liście opcji. Żeby nie być aż tak czepliwym trzeba
powiedzieć jedno: wnętrze jest proste. Nie uświadczymy tutaj wielu
niepotrzebnych przycisków albo takich, których lepiej nie dotykać bo nigdy nie
wiadomo, do czego mogą służyć. W
kierownicy znalazło się natomiast miejsce na panel obsługujący zestaw
głośnomówiący. Co do samej kierownicy - obszyta
jest skórą. Jest to małe auto i nie możemy mówić o dużym komforcie jazdy,
szczególnie jeżeli siedzimy na tylniej kanapie. Kierowca i pasażer będą mogli jednak zająć całkiem
wygodną pozycję i podróż nie spowoduje zbyt dużego zmęczenia.
Długość auta to 3710 mm, natomiast szerokość 1665
mm. Otrzymujemy więc samochód o rozmiarach adekwatnych do swojej klasy. I
chociaż o gustach się nie mówi, to trzeba powiedzieć, że wnętrze mnie nie
urzekło. Plastik o słabej jakości, który
przy mocniejszym dotyku można wcisnąć kompletnie nie współgra z pierwszym
wrażeniem. A pierwsze wrażenie jest takie, że wszystko wewnątrz zostało bardzo
dobrze przymocowane i nie doświadczymy słabego wykonania wnętrza
charakterystycznego dla azjatyckich aut sprzed kilku lat.
Bagażnik również nie zadziwia – do dyspozycji mamy 235 litrów. Na szczęście możemy złożyć
siedzenia i wyciągnąć półkę dzięki czemu otrzymamy odrobinę więcej miejsca,
przynajmniej na tyle, aby zabrać mniejsze paczki czy plecaki.
Auto wyposażone jest również w czujnik deszczu i
zmierzchu, ale tylko w wersjach INVITE i INTENSE. W najniższym INFORM tego nie
znajdziemy. Jest też tempomat, ale tylko w najwyższej wersji INTENSE. Szkoda,
bo cena najwyższej wersji zaczyna się od 45.990 zł, a to już dość dużo.
Dobrnęliśmy do ostatniego elementu testu, czyli
wygląd zewnętrzny, który zazwyczaj rozpoczyna każdy test, bowiem jako pierwszy
rzuca się w oczy. Cóż można o nim powiedzieć? Space Star wygląda słodko. Przód
auta, czyli zderzak, grill, światła, maska i szybka przypominają rozbawioną
rybkę albo najsłodszego psa na świecie. Ale to tylko pod pewnym kątem, gdyż patrząc
na niego z odległości i już zupełnie inaczej przypomina wkurzonego rekina,
który jest zły, że małe rybki przeszkadzają mu spać. Tył auta natomiast składa
się z dwóch elementów: spojlera przyklapowego oraz monstrualnie wielkiego jak
na to auto zderzaka. Patrząc całościowo widzimy małe, fajne, zgrabne auto,
trochę pękate, do którego nie można się za bardzo przyczepić. OK, nie mamy zbyt
wielu elementów chromowanych (chociaż w opcji są), nie mamy dynamicznego
nadwozia, które tylko zachęca do jazdy i nie mamy krzykliwych elementów przez
które odwracamy wzrok. Mamy jednak coś, czego brak i bardzo dobrze. Brak tu
obietnicy niezapomnianych wrażeń. Space Star nie jest pustym autem, które
wyglądem zewnętrznym zapewnia nas, że będziemy szybsi od Golfa GTI. Tego tu nie
ma. Od samego początku wiemy, czego się spodziewać, wiemy, że jazda tym
samochodem może być zabawna, może być często po prostu normalna. Nie ma niespełnionych
obietnic, które czasem fundują nam producenci innych aut.
Mitsubishi Space Star to małe, spokojne auto bez
jakichkolwiek udziwnień. Trochę pękate, trochę ciasne wewnątrz (czyli
określenie space nie do końca pasuje), z różnymi przypadłościami podczas jazdy.
Ma po prostu przejechać z punktu A do punktu B. Jeśli jednak będziemy pamiętać
z jakiego segmentu się wywodzi to może nawet go pokochamy, jak na przykład
jednooką rybkę albo pieska z krzywym zgryzem. Jest to delikatne auto, którym
należy tylko i wyłącznie poruszać się po mieście. W innych warunkach może sobie
nie dać rady. Oczywiście jacyś szaleni tunnerzy kiedyś go zmodyfikują, ale taki
zabieg przyniesie taki sam efekt jak w przypadku przyczepienia rakiety do wyżej
wspomnianego teriera. To po prostu się nie sprawdzi. Jeśli natomiast patrzymy
na to, czego Mitsubishi dokonało wcześniej, to trzeba jedno stwierdzić: otrzymujemy
nie diament z logo producenta lecz cyrkonie, która ma jedynie nawiązywać do
innych znamienitych przedstawicieli marki. To od was zależy czy go pokochacie, czy
nie.
Mitsubishi
Space Star INVITE 1.2 MIVEC
Silnik 1193 cm3, benzyna
Skrzynia
biegów manulana, 5-biegowa
Moc 80 KM @ 6000 obr./min.
Maks.
Moment obr. 106 Nm @ 4000
obr./min.
Prędkość
maks. 180 km/h
0-100 km/h 11,7 s.
Waga 845 kg
Dł./szer.
(mm) 3710/1665
Cena 39.990 zł
Plusy
- mały, wszędzie się zmieści
- zestaw głośnomówiący
- jeździ
- prostota
Minusy
- wyskakujący bieg
- czarne wnętrze
- słabej jakości plastiki
0 komentarze