featured główna

Ewolucja pod linijkę

22:59K.Grobel



Z samochodami jak z filmami, niekoniecznie kolejne części muszą być dobre
Tekst Konrad Grobel Zdjęcia Karol Woźniak, Volkswagen

Dzisiejsze czasy spowodowały, że ilość jest o wiele lepsza niż jakość. Widać to szczególnie w przypadku produkcji filmowych. Twórcy wolą stworzyć po kilka części tego samego filmu, i o ile pierwsza część zazwyczaj jest najlepsza, o tyle z każdą kolejną można zauważyć spadek formy. Z tego chociażby powodu ludzie sięgają po produkcje serialowe. Łatwiej jest stworzyć półgodzinny film czy nawet godzinny niż na przykład dwugodzinny. Filmy kinowe muszą wciągnąć od samego początku, seriale mogą atakować widza falowo. Raz mamy lepszy odcinek, a raz gorszy. Filmowcy kinowi troją się i dwoją jak dojść do takich efektów jak wiele kultowy już seriali. Niestety nie zawsze im to wychodzi na dobre, bo albo przedobrzają albo przynudzają. Ile było świetnych filmów w kinematografii, które po prostu nie powinny mieć kolejnych części? Sporo. Jednakże jest też wiele filmów, które miały kontynuacje lepsze od pierwowzorów. Mała to grupa, ale jednak też występuje.

Podobna sytuacja ma się do samochodów. Jest wiele modeli, które najzwyczajniej w świecie nie powinny być kontynuowane, albo takich, których kolejne wersje były gorsze od swoich poprzedników. Jednakże producenci samochodów starają się najwyraźniej trochę bardziej i chcą by ich kolejne auta były lepsze i piękniejsze od tych generacji, które odeszły. Niestety czasem albo przedobrzają jak filmowcy, albo nie ma zapowiadanych fajerwerków. Gorzej jeśli producent tworzy dobre auto, a następnie tworzy miliony wariacji na jego temat. I bądźmy szczerzy, w dużej mierze auta te nie mają potrzeby istnieć. Przykładem takiego stanu rzeczy jest bez wątpienia MINI i Fiat 500. Mamy już każdą wersję ich aut. Czy ludzie potrzebują MINI wielkości normalnego auta? Albo 500-tki na szczudłach? Szczerze wątpię.

Oczywiście producenci mają do tego prawo. Wiele modeli aut jest produkowanych jako sedany, coupe i kombi. Nawet wersje usportowione czy kabrio. Pytanie jednak czy któraś z tych Innych wersji niż podstawowa może stać się kultowa? Zdecydowanie tak. W szczególności widać to przy okazji wypuszczania usportowionych wersji „cywilnych” aut. Jest to pewnego rodzaju namiastka sportowych aut o zadziornych rysach. Specjalnie modyfikowane przez inżynierów dają nam niezapomniane wrażenia dźwiękowe jak i jezdne. Wśród takich rarytasów są bez wątpienia takie auta jak: Renault Megane R.S., Ford Focus RS czy Volkswagen Golf GTI. I tym ostatnim zajmiemy się w niniejszym teście.



Siódmy sezon nam już leci

Zanim jednak przejdziemy do naszego bohatera mały rys historyczny by się przydał w tym miejscu. Pierwszy Golf zjechał z taśmy produkcyjnej w 1974 roku i był następcą niepodważalnego klasyka i kultowego auta jakim był „Garbus”. Auto na tyle dobrze się przyjęło, że już dwa lata od jego premiery Volkswagen mógł się poszczycić milionem sprzedaży tego modelu. I tutaj na scenę wkracza pierwsza generacja GTI. W 1976 roku dołącza Golf GTI, który swoje triumfy świętuje po dziś dzień. W 1982 roku do sprzedaży trafia usportowiona wersja dla fanów silników wysokoprężnych czyli diesli.

Golf GTI produkowany jest już od dawien dawna, co generacja zwykłego Golfa to pojawia się wersja GTI. Jest to na tyle długo produkowany model, że obrósł już legendą. Z całą pewnością można nazwać go kultowym. Trzeba jednak pamiętać, że początkowo GTI miało być wyprodukowane w jedynie 5000 sztuk i nie wróżono mu wielkiego sukcesu. Co stało jednak za tym, że usportowione „cwyilne” auto zyskało tak dużą popularność? Charakterystyczne obicie foteli, gałka zmiany biegów w kształcie piłki golfowej, a także czerwona oblamówka na atrapie chłodnicy to były tylko kilka elementów, które spowodowały, że ludzie zwracali uwagę. Najważniejszym jednak powodem tego stanu rzeczy była bez wątpienia moc. Moc większa niż w standardowym GTI. Do tego doszła nazwa. Te trzy litery pobudzały wyobraźnię. GTI. Brzmiało dumnie i agresywnie, kryło się za tym oznaczeniem obietnica niezapomnianej przygody i fenomenalnych doznań jezdnych. Zwykły człowiek mógł sobie pozwolić na usportowione auto, przy okazji nie psując go. Właśnie te czynniki spowodowały, że Golf GTI stał się jednym z popularniejszych hot-hatchy na rynku.

Obecnie na rynku jest już siódma generacja Golfa. Doczekał się on wielu wersji wyposażenia i nadwozia. Od zwykłego auta, przez kombi po kabriolet, a także GTI. I chociaż istnieje wersja z oznaczeniem R-Line, to jednak te trzy litery nadal bardziej poruszają wyobraźnię kupujących i tych, którzy kiedykolwiek słyszeli o Golfie GTI. Z całą pewnością powstaną kolejne generacje, bo Golf GTI jest synonimem auta usportowionego.

Czy rzeczywistość dorówna legendzie?

Wracając na chwilę do tematyki filmowej. W szczególności w ostatnich czasach kręci się sporo remakeów. Z racji tego, że dawni odtwórcy głównych ról albo nie żyją albo są za starzy by mogli ponownie wcielić się w daną rolę to zatrudniani są młodzi, energiczni aktorzy i aktorki. Później w niezliczonych wywiadach opowiadają jak to bali się tego czy oddadzą ducha poprzedniej produkcji, czy byli w stanie sprostać wyzwaniu jakim było udźwignięcie roli po tam znakomitym pierwowzorze i tak dalej i tak dalej.

Z samochodami jest podobnie. W szczególności z takimi jak Golf GTI. Presja na dziennikarzu jest o tyle większa niż na zwykłym właścicielu, że my musimy bardziej niż reszta znać się na tym co robimy. Dziennikarze mają problem na przykład wystawić niepochlebną recenzję dla takich aut jak Lamborghini czy Ferrari. A w końcu trzeba wykonać swoją pracę rzetelnie i jak najbardziej obiektywnie (założenia założeniami ale jak komuś się nie podoba auto od początku albo ma gorszy dzień to nie ma bata, zawsze zauważy jakieś mankamenty). Najlepiej podchodzić na chłodno do każdego egzemplarza. Nawet do tych najbardziej pożądanych.

Lecz co zrobić z kultowym autem jakim jest Golf GTI? Oczywiście widziałem na ulicach poprzednie generacje, miałem też przyjemność prowadzić przez jakiś czas szóstą odsłonę Golfa w R-Line (niektórzy uważają, że jest o niebo lepsza od GTI). Jednakże GTI nie miałem do tej pory przyjemności prowadzić. Muszę przyznać, że zanim wsiadłem do niego okrążyłem go jakby miał mnie ukuć. Nie miałem odwagi zasiąść za kierownicą siódmej generacji legendy. Myślałem sobie też, co ludzie w tym widzą? Stał przede mną Golf. Ok, miał kilka dodatkowych elementów upiększających i nadających bardziej agresywny wygląd. Nie zmieniało to jednak faktu, że był to nadal Golf, za którym nie przepadałem w normalnej wersji. Zawsze były dla mnie zbyt nudne, zbyt ociężałe i najzwyczajniej w świecie mało ekscytujące. Jedynie dopisek GTI wzbudzał we mnie pewien dystans i historie, które słyszałem o poprzednich wersjach.

Koniec końców trzeba było wsiąść i zobaczyć co ciekawego ma do zaoferowania.




Przenikanie światów


Cóż tu dużo mówić? Jeśli mieliście okazję jechać albo prowadzić zwykłego Golfa siódmej generacji to wiecie jak wygląda wnętrze. Nie otrzymamy dysz do rozpylania wody żeby nas orzeźwić, nie znajdziemy w nim systemu do odprowadzania moczu jak w bolidach Formuły 1, nie będzie też podajnika napoju gdy nam zaschnie w gardle.

Otrzymujemy natomiast auto o całkiem przyzwoitym ułożeniu i rozmieszczeniu instrumentów. Dalszy opis jest dla osób, które nigdy jednak nie prowadziły zwykłego Golfa. Jeśli więc nie interesuje was wnętrze z zaznaczeniem kilku zmian GTI to możecie śmiało przejść do kolejnego podrozdziału niniejszego testu.

W takim razie zaczynamy.

Kabina Golf GTI praktycznie jest taka sama jak w zwykłym Golfie. Jednakże kilkoma szczegółami się różni. Zacznijmy jednak od drugiej strony. Bagażnik ma pojemność 380 litrów, a po złożeniu siedzeń 1270 litrów. Przeciętna wielkość auta, które przeciętnym ma nie być. Zmieścimy to co najpotrzebniejsze, a nawet jak się mocno postaramy to jakieś meble przewieziemy. Pod warunkiem, że pochodzą od znanego szwedzkiego producenta z żółtymi literami w nazwie. Idąc dalej dochodzimy do tylnej kanapy czy mamy coś tutaj wyjątkowego? Coś dzięki czemu gro czasu będziemy chcieli spędzić właśnie tam? Niestety nie. Zwykła kanapa, ale o dziwo z pełnowymiarowymi siedzeniami i miejscem na nogi. Volkswagen nie popełnił tego błędu co niektórzy inni producenci, że gdy tworzą wersję usportowioną i zmieniają siedzenia na sportowe to pasażerowie z tyłu nie mają gdzie się zmieścić. Duży plus dla Golfa za ten mały detal.

Przejdźmy do przedniego rzędu. Tutaj już coś zaczyna się dziać. Siedzenia sportowe w klasycznym dla Golfa GTI wzorze czyli kratka, która tutaj nazwana Clark. Jest to tak klasyczny wzór niczym twarz Versace. Ową kratkę znajdziemy również na tylnej kanapie.

Sportowe fotele zamykają się nad siedzącymi niczym pająk, który oplata swoją ofiarę siecią. Nie ma w tym nic nieprzyjemnego, można poczuć się jakby nie było niczego więcej poza kierownicą, samochodem i drogą. Inne elementy przedniej części kabiny to dokładna kopia ze zwykłego Golfa. Oczywiście z przyprawą GTI. Co więc wchodzi w skład tej przyprawy poza siedzeniami sportowymi i tapicerką? Przyszły właściciel otrzyma sportową, skórzaną kierownicę spłaszczoną u dołu i napisem GTI, a żeby coś się działo na niej zastosowano czerwone szwy i przyciski obsługujące niektóre funkcje auta. Zresztą szwy znalazły się również na siedzeniach, na drzwiach i na mieszku od lewarka do zmiany biegów. Co się jednak tyczy zmiany biegów to i tutaj znalazł się kolejny klasyk serii czyli gałka zmiany biegów w kształcie piłki golfowej. Z innych elementów zamontowanych to pedały i podnóżek pokryte zostały szczotkowaną stalą nierdzewną oraz zainstalowano specjalne zegary GTI, na których po uruchomieniu wskazówki przesuwają się maksymalnie na prawo i wracają do pozycji wyjściowej. Miłym akcentem (który ma podkreślać ostrość auta) jest bez wątpienia czerwone podświetlenie ambientowe w drzwiach i desce rozdzielczej oraz w nogach (nie udało się podkreślić zadziorności auta, przykro mi panowie). Na progach wzorem aut wyższej klasy znalazły się aluminiowe, podświetlane listwy.

Czy jest w tym wnętrzu coś co mnie urzekło? Poza oczywistymi nawiązaniem do poprzednich generacji, które nadają lekko nostalgiczny ton, to nie ma w tym aucie czegokolwiek co mnie olśniło. Jasna sprawa, że nie można mu czegokolwiek zarzucić. Wszystko jest super mocno przytwierdzone, plastiki nie skrzypią, nie gną się, ładnie każdy element do siebie pasuje, ale wnętrze jest smutne. Czerwone szwy i kratka nie sprawią, że będę z przyjemnością wspominał wnętrze. Czarna podsufitka tylko potęguje to wrażenie, chociaż i ona jest odniesieniem do klasyki gatunku GTI.

Jednakże nie wszystko jest złe i smutne, a raczej poprawne jak na niemieckie auto przystało. Jest to zestaw audio. Dźwięk dochodzący z głośników jest tak „mięsisty”, że można go poczuć jak oplata. Jest to duża przyjemność obcować z tą jakością dźwięku.




Dajesz koniku dajesz, zarżyj dla mnie

W tym miejscu możecie wrócić do czytania. Po dosyć nudnym wnętrzu niczym psychodrama francuska przejdziemy do czegoś co powinno być bardziej ekscytujące. A mianowicie jazda.
Wiele lat pracy aby każda kolejna generacja była co raz lepsza spowodowały, że trudno cokolwiek złego powiedzieć na temat samej jazdy. Jak wyżej wspomniałem sportowe siedzenia oplatają kierowcę i pasażera, ale gorzej z tymi, którzy siedzą z tyłu. Porwę się nawet na stwierdzenie, że oni mają najgorzej. Bo o ile osoby na przednich siedzeniach mogą odczuwać frajdę z szybkiej, dynamicznej jazdy gdyż nie przemieszczają się, o tyle osoby siedzące na tyle mogą poczuć się jakby podróżowały łódką pychówką… podczas burzy… wielkiej burzy… praktycznie sztormu… na oceanie. Jeśli mamy ambitnego kierowcę to należy im jedynie współczuć. Przesuwające się kratki przed oczami wcale nie pomagają by załagodzić ten stan. A pojechać jest czym. W wersji Performance z silnika 2.0 TSI wyciągnięto 230 koni mocy. Jest to całkiem przyzwoita wartość. Należy w tym miejscu nadmienić, że auto samo w sobie waży 1382 kg. Sprint od 0 do 100 km/h auto pokonuje w zaledwie 6,4 sekundy.

Co można powiedzieć na temat samej jazdy? Akcja zaczyna się dopiero po zmienieniu ustawień auta na tryb Sport za sprawą wciśnięcia przycisku Mode. Auto staje się twardsze, szybciej reaguje na ruch kierownicą i czuć ten przypływ mocy. Jednak to co mi najbardziej się podobało to dźwięk dobywający się z rur wydechowych. Już przy niskich obrotach auto potrafi przyjemnie mruczeć, a jak dodamy trochę więcej gazu to dopływa do nas ryk godny tornada. Swoją drogą lakier czerwony nazywa się Tornado. I tak można trochę się czuć. Auto przyspiesza w mgnieniu oka, jest idealnym reprezentantem rodziny hot-hatchy. Trzyma się drogi niczym przyklejone, a hamulce mogłyby zatrzymać wędrówkę kontynentów gdyby Bóg miał je na wyposażeniu w tamtych czasach. Zmiana biegów jest gładka. Człowiek nie namęczy się, szybko wchodzą, a 6-biegowa manualna skrzynia chwyta biegi niczym żaba muchę w locie. Jest to zarazem auto do cna niemieckie. Nie ma tutaj miejsca na chociażby odrobinę szaleństwa. Nawet dźwięk, który przed chwilą zachwalałem po dłuższym czasie staje się męczący, gdyż czujemy jakby auto było zaprogramowane na określone reakcje. Brak mu duszy. Można jeździć szybko i atakować zakręty niczym kot atakujący schab z piekarnika, widomo, że mu nie ucieknie, tak w Golfie GTI wiemy czego się spodziewać. Nie ma tutaj marginesu na zabawę. Po dłuższym obcowaniu z pojazdem czuć, że mieli zrobić po prostu lekko lepsze auto od poprzednika, ale nie na tyle dobre by zagrozić Golfowi R. Brak mu duszy, albo bardziej trafne by tu było, że brak mu obietnicy szaleństwa jaką składają twórcy i legenda tego auta. Nie można mu odmówić początkowej frajdy i odpowiedzialnego zachowania na drodze, ale właśnie o to chodzi, otrzymujemy odpowiedzialne auto, które wygląda jakby miało skakać niczym młody źrebak koło swojej matki.

Jest jednak pewien element, który zachwyca chociaż nie jest niczym nowym. Gdy dodamy bardzo dobry system audio z genialną ścieżką dźwiękową z rur i otworzymy szyberdach to można poczuć się wolnym jak ptak. Przyjemność jaką można odczuć w takiej sytuacji, w szczególności w ciepły dzień sprawia wrażenie jakby się zanurzało w wannie pełnej piany i dysz masujących. Chciałoby się tak już zostać, a gdy zapuści się jakiś szybki, rytmiczny utwór, plus do tego jedzie się szybko to niczego więcej nam nie brakuje. Można poczuć się jak w domu.

Patrz na klatę

Moglibyście zapytać się czemu nie zacząłem na samym początku od wyglądu zewnętrznego? Odpowiedź jest prosta: aż tak się nie różni w stosunku do zwykłego Golfa. Co prawda auto w czerwonym kolorze Tornado jest bardzo ładne, można powiedzieć, że ekscytujące, przypomina trochę biedronkę albo bardzo wkurzonego psa z kreskówki. W stosunku do zwykłego Golfa autu zmieniono zderzaki. W szczególności przedni, który ma ten zadziorny szlif, po którym można rozpoznać GTI. Mały detal czyli jak ja to mówię skrzela na zderzaku przednim sprawiają wrażenie jakby GTI szykował się na wojnę i wymalował sobie barwy wojenne. Wrażenie to potęgują felgi z czerwonymi zaciskami hamulcowymi. Wyglądają niczym tarcze złożone z ostrzy. Swoją drogą w wersji Performance znalazły się większe hamulce wentylowane (z przodu 340 mm, z tyłu 310 mm) oraz czerwone zaciski. Aby spotęgować owe bojowe nastawienie, które ma świadczyć o tym, że auto można wiele namieszać był przeprowadzony zabieg obniżenia zawieszenia dokładnie o 15 mm. Dwie rury wydechowe ze srebrnymi końcówkami pełnią tutaj rolę ozdobną, bo kto niby powiedział, że wojownik nie może dobrze się prezentować?

Długość Golfa GTI to 4268 mm, szerokość bez lusterek 1799 mm, natomiast wysokość wynosi 1442 mm. Jak widać nie jest to małe auto. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że całkiem spore. Jak wcześniej napisałem przy opisywaniu wnętrza auto ma całkiem sporo miejsca. Więc nie można narzekać na to, że jest ciut duże. Wszędzie się zmieści.

Jest jednak pewien problem. Auto, które ma przydomek GTI moim zdaniem powinno wyglądać bardziej „wystrzałowo”, natomiast otrzymujemy tutaj auto lekko zmienione w stosunku do zwykłego „cywilnego” auta. Koniec i kropka.

Niemiecka ewolucja

W ten prosty sposób dobrnęliśmy do końca. Jak opisuję auta to zawsze myślę do kogo jest skierowane lub kto mógłby się nim zainteresować. Tutaj trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. W cenie za wersję Performance musimy zapłacić od 111390 złotych, co wcale nie jest małą ceną, ale otrzymujemy przedstawiciela jednej z większej legendy motoryzacji. To właśnie przez Golfa GTI został ukuty termin hot-hatcha, ale czy cena jest adekwatna? Trudno powiedzieć. Ktoś by powiedział „Ale zaraz, przecież sam napisałeś, że auto dobrze trzyma się drogi, dobrze brzmi, wnętrze jest wygodne i zaprojektowane z klasą oraz co najważniejsze jest znane bo to Golf”. Oczywiście, że tak jest, ale czy tego spodziewalibyśmy się po aucie legendzie? Widać, że Volkswagen stworzył kolejną generację GTI ale to by było na tyle, zwykła ewolucja, ale nie rewolucja, a ponieważ pochodzi z Niemiec to jest to ewolucja pod linijkę. Nie mamy tutaj miejsca czy chociażby jakiegokolwiek marginesu na zabawę, śmiech i beztroskę. Otrzymujemy auto na wskroś odpowiedzialne, poważne. Ma zrobić swoje i wyglądać odpowiednio do swojego statusu, ale nic poza tym. Jak wspomniałem na początku, nigdy nie miałem przyjemności jeździć Golfem GTI, a opowieści, które można od czasu do czasu usłyszeć od właścicieli tego modelu można porównać do czynów herosów z mitów. Niestety muszę ściągnąć ich na ziemię. Auto chociaż dobre i momentami ekscytujące jest jak bańka, która pęka. Nie można powiedzieć, że jest złe. Wręcz przeciwnie. Po prostu rozczarowało mnie. Nie tego się spodziewałem. Brakowało mi duszy, dzięki której zapamiętuje się auto. Czy znajdzie nowych odbiorców? Zapewne tak, w końcu to GTI i po wydaniu tylu pieniędzy będą zmuszeni wierzyć, że to auto ich marzeń. Jednakże część nie da się nabrać, albo wierzyć w bajki. W tym momencie fani GTI szykują już pikietę pod moim oknem, ale bądźmy szczerzy to głównie dla nich powstało to auto. Oni będą głównym odbiorcą.

Volkswagen stworzył auto na wskroś niemieckie, każda liczba i każda reakcja jest pod linijkę. Tak zostało zapisane w projekcie i tyle musi mieć. Wszystko musi się zgadzać. Mamy więc ewolucję pod linijkę. Ewolucję w kagańcu, która nie rozwinie się tak jak powinna. A szkoda, bo może wtedy Golf GTI odpowiadałby legendom.


Volkswagen Golf GTI Performance

Silnik benzynowy, 1.984 cm3
Skrzynia biegów manualna, 6-biegowa
Moc maks. 230 KM @ 4.700 - 6.200 obr./min.
Maks. Moment obr. 350 Nm @ 1.500 - 4.600 obr./min.
Waga 1382 kg
Prędkość maks. 250 km/h
0-100 km/h 6,4 sekundy
Wymiary (dł./szer./wys. mm) 4268/1799/1442 mm
Spalanie 6 L/100 km
Cena od 111390 zł

Plusy
- dźwięk wydechu i systemu audio
- felgi
- fotele i dodatki GTI
- jazda – można się pobawić

Minusy
- mało ekscytujący
- brak zabawy/bardzo poważny
- jazda – po dłuższym czasie jednak przestaje bawić

- wnętrze

Podobne wpisy

0 komentarze

Skontaktuj się