Słońce, wiatr i dobra
muzyka - jednym słowem wolność. Właśnie to daje nam roadster.
Kierowcy samochodów mają jeden podstawowy problem: większość
z nich traktuje samochód jako narzędzie, a nie źródło przyjemności. Mamy przejechać
autem z punktu A do punktu B, ale tak by nie zahaczać o jakikolwiek inny punkt.
Natomiast kierowcy motocykli mają z goła inną filozofię, bo chociaż również
traktują swoje maszyny jako narzędzie do przemieszczania się, to potrafią
zabrać ją na krótką przejażdżkę przez punkty C, D, E, F, a nawet i Z. Mówią, że
kierowcy samochodów nie są w stanie zrozumieć tej wolności, wiatru, który wokół
nich hula, tego, że sama jazda potrafi być źródłem niezwykłych doznać, która
nie musi się kończyć jak najszybciej. Wielu kierowców zgodzi się z nimi. Nie ma
wiatru, a jeśli jest to irytuje, nie ma poczucia wolności bo jest się
zamkniętym to nie ma przyjemności, bo przecież dużo pali i kto by to słyszał,
żeby pojechać autem gdzieś dla przyjemności, tak po prostu żeby wygładzić myśli
po ciężkim dniu w pracy, czy w domu. Z takiego wstępu można dojść do wniosku,
że życie kierowcy auta jest wyjątkowo przykrym wydarzeniem.
Oczywiście znajdą się przeciwnicy tego, co napisałem i
powiedzą: „Jak to?! Przecież są auta terenowe, które dają sporo frajdy i
wolności!”. Ja odpowiadam, że oczywiście, że tak, takie auta istnieją, ale nie
każdy ma chęć by przy każdym wyjeździe, który ma dawać relaks, wracać
pokiereszowanym i brudnym. Inni napiszą, że są takie auta jak kabriolety. Tutaj
również się zgodzę, ale czteroosobowy kabriolet jest w porządku gdy jeździ się
ze znajomymi, w innym wypadku wiatr lata nam za plecami, a jeśli nawet mamy
wiatrołap to mamy wyrzuty, że jedziemy sami. I w tym miejscu dochodzę do aut,
które powstały tylko i wyłącznie po to by dawać radość – roadstery. Te
dwuosobowe pojazdy rozbudzały myśli i wyobraźnię wielu z nas. Jadąc takim autem
nie mamy wyrzutów, że jedziemy sami. Tutaj liczy się najczystsza przyjemność.
Wiatr, muzyka, przestrzeń nad głową, czyli wolność, o której mówią motocykliści
jest dostępna również i dla fanów czterech kółek, a wszystko przykryte blachą i
mocną konstrukcją, które dają nam poczucie bezpieczeństwa.
Look to jest TO!
W ofercie roadsterów mamy wiele ciekawych pozycji. Zacznijmy
chociażby od jednego z tańszych modeli czyli Mazdy MX-5. Jeżeli chcemy by nasze
auto prezentowało się nieco lepiej (chociaż nowej Mazdzie nie można odmówić
wdzięku), a przynajmniej bardziej bogato (we wnętrzu Mazdy nadal panuje moda na
dużo plastiku) to sięgniemy po coś bardziej niemieckiego. W kategorii
pochodzenie znajdziecie takie auta jak Mercedes-Benz SLK, Audi TT czy chociażby
Porsche Boxster. Jest jednak jeszcze jeden model, o którym jest niniejszy
tekst. BMW Z4.
Moim zdaniem (a mogę je wyrazić, chociażby dlatego iż piszę
ten artykuł) jest jednym z najładniejszych roadsterów na rynku. SLK wygląda
pokracznie, TT nadal nie dorobiło się twardego składanego dachu, a Porsche jest
zbyt… jakby to delikatnie ująć? Pretensjonalne? To chyba byłoby najlepsze
określenie. Z4, obecnie już druga generacja i to po liftingu, z wyżej
wymienionych wygląda najbardziej dostojnie. Jest zwarte jak rasowy roadster, ma
harmonijną linię nadwozia i co najważniejsze: po złożeniu dachu wygląda tak
samo dobrze, jak po jego zdjęciu.
Wbrew pozorom auto jest spore. W dużej mierze zasługą tego
wyglądu jest monstrualnie długa maska. Spokojnie mógłby na niej wylądować
samolot pasażerski, ba! Nawet śmiałbym stwierdzić, że Concorde mógłby bez obaw
na niej siadać. Twórcy tego auta wzorowali się na rekinach i trzeba przyznać,
że auto ma coś z tych drapieżnych ryb. Chociaż pod niektórymi kątami przód auta
przypomina przyczajonego kota. Zmierzając ku tyłowi (co trochę potrwa bo już
nie przesadzając, maska rzeczywiście jest długa) dochodzimy do kabiny. Łatwość
wsiadania i wysiadania jest spora, ale mała rada, aby nie wyglądać zbyt
pokracznie: gdy wsiadamy najpierw wkładamy „pupę”, a dopiero później nogi. Przy
wysiadaniu lepiej oprzeć się ręką o siedzenie. Po opanowaniu tej sztuki
będziemy wskakiwać i wyskakiwać z auta niczym nastolatek. Oczywiście dla osób
starszych może to i tak sprawiać problem. Tył auta, chociaż krótki, bardziej
przywodzi na myśl zbierającego się do skoku kota.
Auto jest małe – jego długość to 4239 mm, natomiast
szerokość wynosi 1790 mm. Wysokość typowa dla roadsterów - 1291 mm. Jakie
sprawia wrażenie? Ano takie, że nawet stojąc wygląda dynamicznie. Nie ma
niepotrzebnych elementów, które szpecą całość. Widać, co twórcy chcieli
osiągnąć. Jedynym mankamentem może się okazać mała widoczność z przedniej
szyby, co jest szczególnie kłopotliwe podczas parkowania – wypukła maska
zajmuje duży obszar widzenia. Niestety,
dla niższych osób może okazać się to sporym problemem.
Powrót do przeszłości
Skoro już omówiliśmy auto z zewnątrz, przejdźmy do wnętrza.
Tutaj mam więcej do zarzucenia. Oczywiście jest praktyczne, oczywiście jest też
dosyć ciasne. W dłuższe podróże można pojechać i nawet będzie przyjemnie oraz
przytulnie, ale można się zmęczyć. Dużym problemem Z4-ki jest niedosyt
schowków. Można to z jednej strony zrozumieć, ale z drugiej strony każdy z nas
chciałby gdzieś schować najpotrzebniejsze rzeczy, a przy tym nie męczyć się z
podnoszeniem oparcia. I właśnie o to chodzi… Mamy półkę za siedzeniami, możemy
też schować coś pod nimi, jest obowiązkowo zwykły schowek, ale dodatkowa
skrytka przydałaby się i to na szybko. Pod podłokietnikiem jest tylko miejsce
na kartę kredytową i gumę do żucia.
Kolejnym mankamentem jest wygląd wnętrza. Chociaż
skrzywdziłbym to auto mówiąc, że jest kompletnie nietrafione. Widać po prostu
ząb czasu. Od wnętrza nie odrzuca – wręcz przeciwnie – jest jak stary, ale
skrojony na miarę, z najwyższej jakości materiałów, garnitur. Oczywiście na
rynku jest wiele ubrań z sieciówek, ale ten konkretny model jest specjalnie dla
nas i to właśnie czuć we wnętrzu.
Co bezdyskusyjnie podobało mi się w tym wnętrzu? Układ
zegarów, wysokość lusterka, rozmieszczenie przycisków, chowający się ekran z
nawigacją, ukryte sloty na USB i AUX, siedzenia i to, że auto błyskawicznie się
nagrzewa i chłodzi (nic dziwnego przy tej wielkości). Wyposażenie auta jest
nastawione na kierowcę, wszystkie najważniejsze elementy są skierowanego na
niego: czy to joystick od iDrive, czy drążek od przekładni, czy chociażby
ekran. Pasażer może w tym czasie rozkoszować się drogą, a kierowca nie musi się
gimnastykować, by coś przełączyć. Doskonałym pomysłem jest to, że przyciskom
znajdującym się pod radiem można przyporządkować więcej opcji niż tylko
ustawienie stacji radiowej. Mogą to być np.: tryb nocny mapy, chowanie ekranu
czy wybór nośnika z muzyką. Przycisk do otwierania i zamykania dachu jest łatwo
dostępny i na jednej zmianie świateł spokojnie zdążymy to zrobić. Funkcję można
obsługiwać do prędkości 40 km/h.
System multimedialny obsługujemy za pomocą joysticka, który
może być problematyczny na początku użytkowania, ale po pewnym czasie jesteśmy
w stanie operować nim bez patrzenia na ekran. Również umiejscowienie łopatek do
zmiany biegów jest bardzo dobrze wkomponowane. Nie trzeba odrywać całej ręki by
zmienić bieg, wystarczy jeden palec, a podczas szybszej jazdy jest to nawet
wskazane.
Czy w takim aucie można przewieźć coś więcej poza
kosmetyczką, portfelem czy jogurtem z pobliskiego sklepu? Otóż można i to
całkiem sporo. Przy rozłożonym dachu pojemność bagażnika wynosi 310 litrów,
natomiast przy schowanym 180 litrów. Jedni powiedzą, że nie jest to dużo, a ja
powiem, że chociaż zmieści się tylko jedna walizka to jeżeli ktoś potrafi
umiejętnie się spakować to nawet nic się nie pogniecie i będzie można zabrać ze
sobą całkiem sporo rzeczy, w tym toreb i mniejszych walizek. Mówię to z
własnego doświadczenia. I chociaż wcześniej napisałem, że Z4-ka cierpi na brak
schowków to jednak jest dosyć pojemnym autem, którym można się zabrać na
dłuższe wakacje we dwoje.
Proszę, nie
wyciągajcie mnie!
Roadstery dają nam wolność, wiatr we włosach i radość z
jazdy. Użytkownik tego typu aut musi mieć w sobie gen podróżnika i ryzykanta,
bo z takich samochodów ani nie chce się wychodzić, ani tym bardziej jeździć
inaczej niż nonszalancko.
Testowane przeze mnie BMW Z4 w wersji silnikowej sDrive28i
(czyli posiadające 2.0 litrowy silnik i dwie turbiny przez co produkuje 245
koni mechanicznych mocy) jest uosobieniem tego, co napisałem powyżej. Gdybyście
zapytali mnie jak się czułem jeżdżąc nim, to odpowiedziałbym, że wyświechtany
frazes mówiący o jedności auta z kierowcą jest tutaj jak najbardziej na
miejscu. Układ kierowniczy reaguje tak szybko jakby dokładnie wiedział, co chcę
zrobić. Przyspieszenie też niczego sobie - od 0 do 100 km/h zajmuje jedynie 5.5
sekundy. Zmiana biegów za pomocą ośmiobiegowej przekładni Steptronic jest
cudowna (ma dwa sprzęgła). Nic nie szarpie, nic nie przeskakuje. Sprawia, że
auto jest rasowo sportowe. 17-calowe felgi prezentują się pozytywnie, ale dla
bardziej wymagających można zamówić auto z 18-calowymi. Natomiast dźwięk jest
ogłuszający. Gdy po nocy stania włączymy silnik, w szczególności w chłodniejsze
dni, słychać rasowy pomruk. Można się przestraszyć, bo z całą pewnością słychać
go dobitnie. W trybie Comfort Z4 porusza się jak typowe auto miejskie. Kierowca
nie ma chęci z niego wychodzić - jest przyjazne użytkownikowi, a to
najważniejsze. W długich trasach również nie jest męczące, a to dodatkowy plus.
Jedynym minusem jest zawieszenie. Mamy tu do czynienia z typowym autem
sportowym - zawieszenie jest tak sztywne, że każdy otwór w nawierzchni czy
nierówność bardzo czuć. Osobom lubującym się w wygodach może to przeszkadzać,
ale z drugiej strony przy tego typu aucie trzeba iść na ustępstwa i nie ma co
oczekiwać, że będzie sunęło jak limuzyna.
Przejdźmy teraz do drugiego trybu z trzech, a mianowicie
Sport. Tutaj zmienia się całkowicie charakterystyka jazdy. Układ kierowniczy
się usztywnia, zrzucany jest jeden bieg, zawieszenie jest jeszcze twardsze
przez co czuć ze zdwojoną siłą jak wam kręgosłup wypada, ale… wtedy otrzymujemy
ogień. Wersja z tym silnikiem jest w połowie oferty silnikowej, ale jako
pierwsza osiąga prędkość 250 km/h (jest sztucznie ograniczona) i otrzymujemy
dziką przyjemność. Prędkościomierz zaczyna wędrować ku wyższym wartościom. To
już nie jest spokojny kocur, który majestatycznie przejdzie się po podwórku.
Teraz otrzymujemy rekina, który jest głodny krwi. Pumę, która wskakuje na swoją
ofiarę. Auto reaguje energicznie, nie ma tutaj miejsca na kompromis, a
przynajmniej tak się wydaje, gdyż krzemowy mózg auta trzyma nas w drodze tak,
jakbyśmy byli do niej przyklejeni. Łuki pokonuje się z o wiele za dużą
prędkością, przyspieszenie wbija w fotel, a dźwięk dochodzący z rur przywodzi
na myśl ryk bojowy zwierzęcia. Gdy przełożymy skrzynię biegów na zmianę
sportową otrzymamy pierwotną moc, bez taryfy ulgowej. Charakterystyczny bulgot
przy zmianie biegów pobudza do działania. Nie włączajmy tego trybu gdy
zamierzamy jeździć wolno, a przynajmniej płynnie, gdyż szarpnięcia na biegach
mogą wywrzeć na nas tak nieprzychylne wrażenie, że będziemy żałowali, że to
właśnie auto wybraliśmy.
Ostatni tryb (Sport+) daje nam dokładnie to samo, co zwykły
Sport, ale wyłącza w części kontrolę trakcji. Oczywiście możemy ją wyłączyć za
pomocą przycisku.
Gdy wsiadałem do Z4-ki to nie chciałem z niej wychodzić.
Chciałem więcej i więcej, zacząłem się uzależniać, a w roadsterach o to chodzi.
Uśmiech pojawiał się na twarzy za każdym razem, gdy mogłem trochę mocniej
wcisnąć pedał gazu. To była właśnie ta przyjemność, której oczekiwałem.
Chyba coś popsułem?
Wiecie co? Jest mi trochę wstyd. Jako dziennikarz
motoryzacyjny powinienem być bezstronny i mocno krytyczny. W końcu mam Wam
pokazać dobre, ale także złe strony tego auta. Tutaj prawie cały czas
zachwalam. Auto ma za mało miejsca i schowków, odczuwałem nieprzyjemne
szarpnięcia na trybie Sport, a maska mogłaby być ciut krótsza, ale… wiecie co?
Mało mnie to obchodziło. To auto ma dawać radość, ma być zabawką, biżuterią. W
tym aucie nie chcę się zastanawiać, ile ono spala (mi udało się zejść do 5.5
litra na 100 km, gdy jechałem bardzo spokojnie i równo po autostradzie i w
zwykłej trasie, natomiast w mieście spalał mi około 9 litrów), tylko chcę się
bawić. Czułem się w nim doskonale. Gdy otworzyłem dach to była to już pełnia
szczęścia. Auto pasuje i do eleganckiej kreacji czy garnituru, ale też i do
zwykłych ubrań typu jeansy i t-shirt.
Zdradzę Wam jedno: dla mnie jest to jedno z lepszych aut na
rynku z tego segmentu, jeśli nie najlepsze. Elegancka linia i ogólny wygląd
oraz żywiołowość przypadnie każdemu do gustu. Jest to auto z tajemnicą, które
robi lekkie mrugnięcie okiem. Każdy, kto chociaż raz przejedzie się Z4 wie, co
to oznacza. Dla mnie oznaczało przygodę, wiatr, wolność, zabawę i nieskrępowaną
przyjemność, w szczególności gdy sunąłem przez miasto z prędkością 40 km/h.
Czułem, że auto jest eleganckie, ale jak będę potrzebował, to będzie agresywne.
Jest to auto dla mnie. Auto, za którym będę tęsknić, a to jest chyba najlepsza
recenzja jaką można wystawić.
BMW Z4 sDrive28i
Silnik 1997 cm3,
twinturbo
Prędkość maks. 250
km/h
Maks. moc 245 KM
@ 5000-6500 obr./min.
Maks. Moment obr. 350 Nm @ 1250-4800 obr./min.
0-100 km/h 5,5 s.
Masa 1945 kg
Wymiary
(dł./szer./wys. mm) 4239/1790/1291 mm
Śr. Spalanie 6,8
L/100 km
Cena od 158900 zł
Plusy
- wygląd
- wrażenia z jazdy
- poczucie wolności
Minusy
- mało miejsca
- tryb Sport szarpie gdy nie jedzie się płynnie
- za twarde zawieszenie (chociaż kto co lubi, mi odpowiada)
0 komentarze