BMW featured

Oby tylko droga się nie skończyła…

17:18K.Grobel


Słońce, wiatr i dobra muzyka - jednym słowem wolność. Właśnie to daje nam roadster.
Tekst i zdjęcia Konrad Grobel

Kierowcy samochodów mają jeden podstawowy problem: większość z nich traktuje samochód jako narzędzie, a nie źródło przyjemności. Mamy przejechać autem z punktu A do punktu B, ale tak by nie zahaczać o jakikolwiek inny punkt. Natomiast kierowcy motocykli mają z goła inną filozofię, bo chociaż również traktują swoje maszyny jako narzędzie do przemieszczania się, to potrafią zabrać ją na krótką przejażdżkę przez punkty C, D, E, F, a nawet i Z. Mówią, że kierowcy samochodów nie są w stanie zrozumieć tej wolności, wiatru, który wokół nich hula, tego, że sama jazda potrafi być źródłem niezwykłych doznać, która nie musi się kończyć jak najszybciej. Wielu kierowców zgodzi się z nimi. Nie ma wiatru, a jeśli jest to irytuje, nie ma poczucia wolności bo jest się zamkniętym to nie ma przyjemności, bo przecież dużo pali i kto by to słyszał, żeby pojechać autem gdzieś dla przyjemności, tak po prostu żeby wygładzić myśli po ciężkim dniu w pracy, czy w domu. Z takiego wstępu można dojść do wniosku, że życie kierowcy auta jest wyjątkowo przykrym wydarzeniem.

Oczywiście znajdą się przeciwnicy tego, co napisałem i powiedzą: „Jak to?! Przecież są auta terenowe, które dają sporo frajdy i wolności!”. Ja odpowiadam, że oczywiście, że tak, takie auta istnieją, ale nie każdy ma chęć by przy każdym wyjeździe, który ma dawać relaks, wracać pokiereszowanym i brudnym. Inni napiszą, że są takie auta jak kabriolety. Tutaj również się zgodzę, ale czteroosobowy kabriolet jest w porządku gdy jeździ się ze znajomymi, w innym wypadku wiatr lata nam za plecami, a jeśli nawet mamy wiatrołap to mamy wyrzuty, że jedziemy sami. I w tym miejscu dochodzę do aut, które powstały tylko i wyłącznie po to by dawać radość – roadstery. Te dwuosobowe pojazdy rozbudzały myśli i wyobraźnię wielu z nas. Jadąc takim autem nie mamy wyrzutów, że jedziemy sami. Tutaj liczy się najczystsza przyjemność. Wiatr, muzyka, przestrzeń nad głową, czyli wolność, o której mówią motocykliści jest dostępna również i dla fanów czterech kółek, a wszystko przykryte blachą i mocną konstrukcją, które dają nam poczucie bezpieczeństwa.




Look to jest TO!

W ofercie roadsterów mamy wiele ciekawych pozycji. Zacznijmy chociażby od jednego z tańszych modeli czyli Mazdy MX-5. Jeżeli chcemy by nasze auto prezentowało się nieco lepiej (chociaż nowej Mazdzie nie można odmówić wdzięku), a przynajmniej bardziej bogato (we wnętrzu Mazdy nadal panuje moda na dużo plastiku) to sięgniemy po coś bardziej niemieckiego. W kategorii pochodzenie znajdziecie takie auta jak Mercedes-Benz SLK, Audi TT czy chociażby Porsche Boxster. Jest jednak jeszcze jeden model, o którym jest niniejszy tekst. BMW Z4.

Moim zdaniem (a mogę je wyrazić, chociażby dlatego iż piszę ten artykuł) jest jednym z najładniejszych roadsterów na rynku. SLK wygląda pokracznie, TT nadal nie dorobiło się twardego składanego dachu, a Porsche jest zbyt… jakby to delikatnie ująć? Pretensjonalne? To chyba byłoby najlepsze określenie. Z4, obecnie już druga generacja i to po liftingu, z wyżej wymienionych wygląda najbardziej dostojnie. Jest zwarte jak rasowy roadster, ma harmonijną linię nadwozia i co najważniejsze: po złożeniu dachu wygląda tak samo dobrze, jak po jego zdjęciu.

Wbrew pozorom auto jest spore. W dużej mierze zasługą tego wyglądu jest monstrualnie długa maska. Spokojnie mógłby na niej wylądować samolot pasażerski, ba! Nawet śmiałbym stwierdzić, że Concorde mógłby bez obaw na niej siadać. Twórcy tego auta wzorowali się na rekinach i trzeba przyznać, że auto ma coś z tych drapieżnych ryb. Chociaż pod niektórymi kątami przód auta przypomina przyczajonego kota. Zmierzając ku tyłowi (co trochę potrwa bo już nie przesadzając, maska rzeczywiście jest długa) dochodzimy do kabiny. Łatwość wsiadania i wysiadania jest spora, ale mała rada, aby nie wyglądać zbyt pokracznie: gdy wsiadamy najpierw wkładamy „pupę”, a dopiero później nogi. Przy wysiadaniu lepiej oprzeć się ręką o siedzenie. Po opanowaniu tej sztuki będziemy wskakiwać i wyskakiwać z auta niczym nastolatek. Oczywiście dla osób starszych może to i tak sprawiać problem. Tył auta, chociaż krótki, bardziej przywodzi na myśl zbierającego się do skoku kota.

Auto jest małe – jego długość to 4239 mm, natomiast szerokość wynosi 1790 mm. Wysokość typowa dla roadsterów - 1291 mm. Jakie sprawia wrażenie? Ano takie, że nawet stojąc wygląda dynamicznie. Nie ma niepotrzebnych elementów, które szpecą całość. Widać, co twórcy chcieli osiągnąć. Jedynym mankamentem może się okazać mała widoczność z przedniej szyby, co jest szczególnie kłopotliwe podczas parkowania – wypukła maska zajmuje duży obszar widzenia.  Niestety, dla niższych osób może okazać się to sporym problemem.






Powrót do przeszłości

Skoro już omówiliśmy auto z zewnątrz, przejdźmy do wnętrza. Tutaj mam więcej do zarzucenia. Oczywiście jest praktyczne, oczywiście jest też dosyć ciasne. W dłuższe podróże można pojechać i nawet będzie przyjemnie oraz przytulnie, ale można się zmęczyć. Dużym problemem Z4-ki jest niedosyt schowków. Można to z jednej strony zrozumieć, ale z drugiej strony każdy z nas chciałby gdzieś schować najpotrzebniejsze rzeczy, a przy tym nie męczyć się z podnoszeniem oparcia. I właśnie o to chodzi… Mamy półkę za siedzeniami, możemy też schować coś pod nimi, jest obowiązkowo zwykły schowek, ale dodatkowa skrytka przydałaby się i to na szybko. Pod podłokietnikiem jest tylko miejsce na kartę kredytową i gumę do żucia. 

Kolejnym mankamentem jest wygląd wnętrza. Chociaż skrzywdziłbym to auto mówiąc, że jest kompletnie nietrafione. Widać po prostu ząb czasu. Od wnętrza nie odrzuca – wręcz przeciwnie – jest jak stary, ale skrojony na miarę, z najwyższej jakości materiałów, garnitur. Oczywiście na rynku jest wiele ubrań z sieciówek, ale ten konkretny model jest specjalnie dla nas i to właśnie czuć we wnętrzu.

Co bezdyskusyjnie podobało mi się w tym wnętrzu? Układ zegarów, wysokość lusterka, rozmieszczenie przycisków, chowający się ekran z nawigacją, ukryte sloty na USB i AUX, siedzenia i to, że auto błyskawicznie się nagrzewa i chłodzi (nic dziwnego przy tej wielkości). Wyposażenie auta jest nastawione na kierowcę, wszystkie najważniejsze elementy są skierowanego na niego: czy to joystick od iDrive, czy drążek od przekładni, czy chociażby ekran. Pasażer może w tym czasie rozkoszować się drogą, a kierowca nie musi się gimnastykować, by coś przełączyć. Doskonałym pomysłem jest to, że przyciskom znajdującym się pod radiem można przyporządkować więcej opcji niż tylko ustawienie stacji radiowej. Mogą to być np.: tryb nocny mapy, chowanie ekranu czy wybór nośnika z muzyką. Przycisk do otwierania i zamykania dachu jest łatwo dostępny i na jednej zmianie świateł spokojnie zdążymy to zrobić. Funkcję można obsługiwać do prędkości 40 km/h.

System multimedialny obsługujemy za pomocą joysticka, który może być problematyczny na początku użytkowania, ale po pewnym czasie jesteśmy w stanie operować nim bez patrzenia na ekran. Również umiejscowienie łopatek do zmiany biegów jest bardzo dobrze wkomponowane. Nie trzeba odrywać całej ręki by zmienić bieg, wystarczy jeden palec, a podczas szybszej jazdy jest to nawet wskazane.

Czy w takim aucie można przewieźć coś więcej poza kosmetyczką, portfelem czy jogurtem z pobliskiego sklepu? Otóż można i to całkiem sporo. Przy rozłożonym dachu pojemność bagażnika wynosi 310 litrów, natomiast przy schowanym 180 litrów. Jedni powiedzą, że nie jest to dużo, a ja powiem, że chociaż zmieści się tylko jedna walizka to jeżeli ktoś potrafi umiejętnie się spakować to nawet nic się nie pogniecie i będzie można zabrać ze sobą całkiem sporo rzeczy, w tym toreb i mniejszych walizek. Mówię to z własnego doświadczenia. I chociaż wcześniej napisałem, że Z4-ka cierpi na brak schowków to jednak jest dosyć pojemnym autem, którym można się zabrać na dłuższe wakacje we dwoje.







Proszę, nie wyciągajcie mnie!

Roadstery dają nam wolność, wiatr we włosach i radość z jazdy. Użytkownik tego typu aut musi mieć w sobie gen podróżnika i ryzykanta, bo z takich samochodów ani nie chce się wychodzić, ani tym bardziej jeździć inaczej niż nonszalancko.

Testowane przeze mnie BMW Z4 w wersji silnikowej sDrive28i (czyli posiadające 2.0 litrowy silnik i dwie turbiny przez co produkuje 245 koni mechanicznych mocy) jest uosobieniem tego, co napisałem powyżej. Gdybyście zapytali mnie jak się czułem jeżdżąc nim, to odpowiedziałbym, że wyświechtany frazes mówiący o jedności auta z kierowcą jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Układ kierowniczy reaguje tak szybko jakby dokładnie wiedział, co chcę zrobić. Przyspieszenie też niczego sobie - od 0 do 100 km/h zajmuje jedynie 5.5 sekundy. Zmiana biegów za pomocą ośmiobiegowej przekładni Steptronic jest cudowna (ma dwa sprzęgła). Nic nie szarpie, nic nie przeskakuje. Sprawia, że auto jest rasowo sportowe. 17-calowe felgi prezentują się pozytywnie, ale dla bardziej wymagających można zamówić auto z 18-calowymi. Natomiast dźwięk jest ogłuszający. Gdy po nocy stania włączymy silnik, w szczególności w chłodniejsze dni, słychać rasowy pomruk. Można się przestraszyć, bo z całą pewnością słychać go dobitnie. W trybie Comfort Z4 porusza się jak typowe auto miejskie. Kierowca nie ma chęci z niego wychodzić - jest przyjazne użytkownikowi, a to najważniejsze. W długich trasach również nie jest męczące, a to dodatkowy plus. Jedynym minusem jest zawieszenie. Mamy tu do czynienia z typowym autem sportowym - zawieszenie jest tak sztywne, że każdy otwór w nawierzchni czy nierówność bardzo czuć. Osobom lubującym się w wygodach może to przeszkadzać, ale z drugiej strony przy tego typu aucie trzeba iść na ustępstwa i nie ma co oczekiwać, że będzie sunęło jak limuzyna.

Przejdźmy teraz do drugiego trybu z trzech, a mianowicie Sport. Tutaj zmienia się całkowicie charakterystyka jazdy. Układ kierowniczy się usztywnia, zrzucany jest jeden bieg, zawieszenie jest jeszcze twardsze przez co czuć ze zdwojoną siłą jak wam kręgosłup wypada, ale… wtedy otrzymujemy ogień. Wersja z tym silnikiem jest w połowie oferty silnikowej, ale jako pierwsza osiąga prędkość 250 km/h (jest sztucznie ograniczona) i otrzymujemy dziką przyjemność. Prędkościomierz zaczyna wędrować ku wyższym wartościom. To już nie jest spokojny kocur, który majestatycznie przejdzie się po podwórku. Teraz otrzymujemy rekina, który jest głodny krwi. Pumę, która wskakuje na swoją ofiarę. Auto reaguje energicznie, nie ma tutaj miejsca na kompromis, a przynajmniej tak się wydaje, gdyż krzemowy mózg auta trzyma nas w drodze tak, jakbyśmy byli do niej przyklejeni. Łuki pokonuje się z o wiele za dużą prędkością, przyspieszenie wbija w fotel, a dźwięk dochodzący z rur przywodzi na myśl ryk bojowy zwierzęcia. Gdy przełożymy skrzynię biegów na zmianę sportową otrzymamy pierwotną moc, bez taryfy ulgowej. Charakterystyczny bulgot przy zmianie biegów pobudza do działania. Nie włączajmy tego trybu gdy zamierzamy jeździć wolno, a przynajmniej płynnie, gdyż szarpnięcia na biegach mogą wywrzeć na nas tak nieprzychylne wrażenie, że będziemy żałowali, że to właśnie auto wybraliśmy.

Ostatni tryb (Sport+) daje nam dokładnie to samo, co zwykły Sport, ale wyłącza w części kontrolę trakcji. Oczywiście możemy ją wyłączyć za pomocą przycisku.

Gdy wsiadałem do Z4-ki to nie chciałem z niej wychodzić. Chciałem więcej i więcej, zacząłem się uzależniać, a w roadsterach o to chodzi. Uśmiech pojawiał się na twarzy za każdym razem, gdy mogłem trochę mocniej wcisnąć pedał gazu. To była właśnie ta przyjemność, której oczekiwałem.






Chyba coś popsułem?

Wiecie co? Jest mi trochę wstyd. Jako dziennikarz motoryzacyjny powinienem być bezstronny i mocno krytyczny. W końcu mam Wam pokazać dobre, ale także złe strony tego auta. Tutaj prawie cały czas zachwalam. Auto ma za mało miejsca i schowków, odczuwałem nieprzyjemne szarpnięcia na trybie Sport, a maska mogłaby być ciut krótsza, ale… wiecie co? Mało mnie to obchodziło. To auto ma dawać radość, ma być zabawką, biżuterią. W tym aucie nie chcę się zastanawiać, ile ono spala (mi udało się zejść do 5.5 litra na 100 km, gdy jechałem bardzo spokojnie i równo po autostradzie i w zwykłej trasie, natomiast w mieście spalał mi około 9 litrów), tylko chcę się bawić. Czułem się w nim doskonale. Gdy otworzyłem dach to była to już pełnia szczęścia. Auto pasuje i do eleganckiej kreacji czy garnituru, ale też i do zwykłych ubrań typu jeansy i t-shirt.

Zdradzę Wam jedno: dla mnie jest to jedno z lepszych aut na rynku z tego segmentu, jeśli nie najlepsze. Elegancka linia i ogólny wygląd oraz żywiołowość przypadnie każdemu do gustu. Jest to auto z tajemnicą, które robi lekkie mrugnięcie okiem. Każdy, kto chociaż raz przejedzie się Z4 wie, co to oznacza. Dla mnie oznaczało przygodę, wiatr, wolność, zabawę i nieskrępowaną przyjemność, w szczególności gdy sunąłem przez miasto z prędkością 40 km/h. Czułem, że auto jest eleganckie, ale jak będę potrzebował, to będzie agresywne. Jest to auto dla mnie. Auto, za którym będę tęsknić, a to jest chyba najlepsza recenzja jaką można wystawić. 


BMW Z4 sDrive28i

Silnik 1997 cm3, twinturbo
Prędkość maks. 250 km/h
Maks. moc 245 KM @ 5000-6500 obr./min.
Maks. Moment obr. 350 Nm @ 1250-4800 obr./min.
0-100 km/h 5,5 s.
Masa 1945 kg
Wymiary (dł./szer./wys. mm) 4239/1790/1291 mm
Śr. Spalanie 6,8 L/100 km
Cena od 158900 zł

Plusy
- wygląd
- wrażenia z jazdy
- poczucie wolności

Minusy
- mało miejsca
- tryb Sport szarpie gdy nie jedzie się płynnie

- za twarde zawieszenie (chociaż kto co lubi, mi odpowiada)

Podobne wpisy

0 komentarze

Skontaktuj się