Polska to kraj ludzi, dla których przepisy w szczególności
te drogowe są jedynie sugestiami
Raz na jakiś czas mam przyjemność wybrać się poza granice
naszego pięknego kraju. Po Europie zazwyczaj poruszam się samochodem. Jest to o
tyle korzystne, że mogę zobaczyć coś więcej niż wnętrza poczekalni na
lotniskach czy dworcach. Siłą rzeczy do USA trzeba jednak polecieć autem jeżeli
nie chce się kilka tygodni męczyć z chorobą morską. Pomińmy jednak ten drażliwy
temat. Gdy mam już tę okazję na podróż to prócz podziwiania widoków i
poznawania kuchni na stacjach benzynowych to mam też sposobność do obserwowania
jak ludzie poruszają się po drogach.
Oczywiście każdy naród ma swoje stereotypy drogowe. Francuzi
to królowie drogi, dla których piloci Kamikaze to dzieci z przedszkola jeśli
chodzi o ryzyko. Zajeżdżają drogę, wyprzedzają na trzeciego ogólnie koszmar.
Jednakże zatrzymują się na czerwonym świetle. Oczywiście poza osobami na
jednośladach. Obojętnie czy mają silnik czy nie. Widząc czerwone wjeżdżają na
pasy dla pieszych i próbują być cwańsi od samego diabła. Idąc na południe mamy
Włochy. Kraj kierowców wyścigowych obojętnie w jakim samochodzie jadą. Nawet w
najmniejszym Fiacie. Na autostradach podjeżdżają pod sam zderzak, dużo trąbią,
ale chyba przyzwyczaili się do tego, że reszta Europy nie jest przyzwyczajona
do tego typu zabiegów. Dlatego są wyrozumiali jeśli coś obcokrajowiec zrobi.
Wyjątkiem są kierowcy jednośladów… Również w Niemczech znajdą się jednostki,
które lubią pojechać zdecydowanie szybciej. Nie dziwmy się temu. W końcu mają
odcinki autostrad bez ograniczeń prędkości. Bez nich nie byłoby sensu by istniał
ten kraj. Jednoślady nadal zajeżdżają drogę i chcą być mądrzejsi od reszty.
Przeskakując na inny kontynent mamy do czynienia „krajem wolności”, w którym
jeśli przekroczysz prędkość o przynajmniej 10 km na godzinę to idziesz do
więzienia, a Twoja rodzina straci dobytek życia.
Nie ma jednak co ukrywać, w każdym z wyżej wymienionych
krajów przestrzega się prawa. Oczywiście poza użytkownikami rowerów i skuterów.
Zauważyliście? Motocykliści potrafią zatrzymać się na światłach podobnie jak
samochody, ale rowerzyści i użytkownicy skuterów mają z tym problem, zawsze
przejadą trochę dalej.
Sprawa ma się jednak z goła inaczej w Polsce. Z tego co
kiedyś słyszałem słowo „załatwić” w języku polskim nie ma swoje odpowiednika o
tak szerokim spektrum w jakimkolwiek innym języku. To, że Polacy potrafią
załatwić każdą rzecz i umieją zmienić coś niemożliwego w możliwe wiadomo od
dawna. Kawały o naszej zaradności i kombinatorstwie są znane na całym świecie.
Również na drodze. Wyobraźmy sobie taką sytuację: samochód wyjeżdża z parkingu
i wjeżdża na drogę jednokierunkową. W każdym innym kraju kierowca skręci w
obowiązujący kierunek i będzie tak długo jechał, aż dojedzie do miejsca aby
zawrócić. Polak (w szczególności ten starszy) tego nie potrafi. A jeśli wyjazd
z parkingu jest oddalony jedynie o kilkanaście metrów od drogi, która
interesuje Polaka to tym bardziej nie potrafi. W tym momencie opcje są dwie: 1.
Polak wyjedzie, rozejrzy się czy nie jedzie auto albo radiowóz i jeśli nie
widać przeciwskazań to skręci pod prąd i z dużą prędkością dojedzie do
interesującej go drogi. Jest to przykład Polaka spieszącego się. 2. Polak
kombinator zrobi natomiast zupełnie inaczej. Oczywiście skręci we właściwą
stronę, ale tylko tyle by wyjechać na drogę. Następnie zatrzyma się i zacznie
się cofać, jak gdyby nigdy nic. Po prostu pomylił się. A jeśli ktoś za nim
akurat jedzie? To nie problem, przytuli się do którejś strony i kierowco radź
sobie by takiego delikwenta wyminąć. W tym miejscu nie ma sensu już wspominać o
tym, że jeśli jest duży korek to Polak zawróci po pasie zieleni jeśli jest taka
możliwość.
Gorsi jednak od kierowców są piesi i rowerzyści. Dwie
szczerze znienawidzone grupy. Kierowca chce wyjechać z miejsca parkingowego,
wrzuca wsteczny, zaczyna cofać, a tu raptem przed samym zderzakiem wyskakuje
pieszy albo rowerzysta, chociaż samochód już w połowie wystaje. Słowa
powszechnie uznawane za wulgarne aż się cisną na usta. Piesi nie patrzą też czy
mają czerwone światło, oni wchodzą na pasy, nich kierowcy uważają, albo idą
samym środkiem drogi na parkingu pod centrum handlowym. Znacie te sytuacje? Ja
tak. Mamy też rowerzystów, którzy płaczą na prawo i lewo, że potrzebują ścieżek
rowerowych bo czują się mało bezpiecznie. Ścieżki samorządy im budują, ale nimi
nie jeżdżą. Czemu? „Panie, jeżdżę tyle lat tą drogą i nikt jeszcze we mnie nie
uderzył!” To po co ścieżki dla nich? Albo kaski? Rowerzyści mają po kilka żyć
jak koty, nie widzą sensu by nosić garnki na głowie. Przepisem natomiast, z
którego skrzętnie korzystają jest przejeżdżanie po ścieżce (o ile któryś się
już na niej znajdzie) przed maską samochodu. Trzeba pamiętać, że samochód musi
ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jeśli ten znajduje się na ścieżce… Maska jest
długa, jadą z górki z dużą prędkością i to ja muszę uważać by ci mało
rozgarnięci cykliści w swoich śmiesznych strojach nie wpadli mi pod koła.
Szybciej oni zauważą auto, niż my ich.
Wiecie co? I mam pomysł na rowerzystów, bo na pieszych nie
da się cokolwiek zrobić. Rowerzyści w swoich rowerach powinni posiadać nadajnik
GPS i nie po to by ich znaleźć gdy wpadną w jakąś dziurę, to wszystko po to by
satelita mogła zablokować im koła, tak jak wyłącza silniki w samochodach. Mówię
poważnie. Jedziesz po drodze, a obok masz ścieżkę? Wyłączamy Cię. Zbliżasz się
do drogi, którą musisz przeciąć? Spowalniamy Cię byś nie mógł wpaść pod koła. W
sumie z pieszymi można by było zrobić podobnie. Ubrania z wbudowaną mapą i
czujnikami świateł oraz dużych obiektów. Nie zatrzymasz się na czerwonym albo
masz zamiar wejść pod samochód? Porazimy Cię małą dawką prądu prosto w nogi.
Problem rozwiązany mam rację? Został nam jeszcze problem kierowców. Tutaj też przydałyby
się satelity. Chcesz cwaniakować? To poprowadzimy Ciebie sami tak żebyś mógł
się zatrzymać i ochłonąć. Kierowca miałby tylko kilka dodatkowym przycisków w
kabinie np. „Żona rodzi!!!” albo „Jestem spóźniony!”. Wtedy inne auta robiłyby
miejsce dla takiego kierowcy. Wszystko by było kontrolowane z nieba. Nie byłoby
problemu z przestrzeganiem przepisów.
W ten prosty sposób wymyśliłem jak można by było rozwiązać
problem z przepisami i śmiertelnością na drogach. Niestety póki tego nie ma,
trzeba po prostu myśleć i myśleć o innych. I to jest to czego wam życzę.
0 komentarze