Hyundai i10 jest wielką zagadką, ale spróbuję ją
rozwiązać
Tekst i zdjęcia Konrad Grobel (Test po redakcji magazynu ukazał się na łamach pisma KMH)
Za krótki na dwa testy
No to zaczynamy. Jakiś czas temu miałem okazję prowadzić auto
koreańskiego producenta. Przyznam na wstępie, że nie przepadam za koreańskimi
samochodami. Zawsze mnie odrzucały swoim designem, osiągami i tą przeraźliwą
nudą. Jednak gdy małe skośne oczka wypatrzyły, że coś się dzieje nie tak, że
nie mogą się przebić w krajach europejskich, gdzie większość nie jeździ na
krowach/kozach/owcach. Zdecydowali wtedy, że trzeba zatrudnić kogoś z Europy.
Zrobili tak i wygląd ich samochodów podskoczył o kilka kresek do góry. W myśl
nowej idei i dobrze zatrudnionych ludzi powstał nowy Hyundai i10.
W tym miejscu powinienem napisać w zasadzie dwa testy.
Pierwszy, który by był porównaniem do odchodzącego i10, oraz drugi, który by
opowiadał historię tylko nowego. Postaram jednak się połączyć obydwa testy.
Chrzanić poprawność polityczną! Wygląd zewnętrzny jest najważniejszy
Lecimy... Hyundai i10 zazwyczaj kojarzył się nam z małym
pudełkiem, kompletnie bez wyrazu, które spokojnie sunęło sobie w stronę
złomowiska przy świetle zachodzącego słońca. Na drodze rzadko kiedy ktokolwiek
zwracał na niego uwagę. Odchodząca generacja sprawiała wrażenie tak nudnej, że
gotowi byliśmy połknąć własną pięść by tylko nim nie jeździć. Nowa to natomiast
zupełnie inna para kaloszy. Widać, że europejska kultura tworzenia aut bardzo
się spodobała ludziom w cywilizowanej Korei.
Zakrzywienia i przetłoczenia nadają dynamizmowi całej
sylwetce. Światła w technologii LED, ostre krawędzie przedniego zderzaka,
przerobiony grill. Wszystko to składa się na małe auto z zacięciem. Dwukolorowe
felgi nadają klasy, a światła tylne zachodzące na bok auta dają poczucie
jeszcze większego dynamizmu. Chromowane klamki oraz szyberdach dodają
ekskluzywności. Cała sylwetka wygląda na zwartą i gotową. Widać zupełnie inną
myśl przy projektowaniu auta. Jednak z drugiej strony jest to „coś” co sprawia,
że nie do końca nam odpowiada, a przynajmniej mi. Gdy patrzymy z boku na tył
pierwsze co nam przychodzi do głowy to Mercedes klasy A ze światłami od
Peugeota. Przód typowo hyundai’owski. Chociaż ostry to nie tworzy pozytywnego
wrażenia, wygląda jakby krzyczał z tym swoim dziwnym azjatyckim akcentem.
Gdy porównujemy nowego i10 do starego modelu to rzeczywiście
widać ten skok, powiew świeżości jaka wpadł do koncernu. Jednak gdy porównamy
go do innych aut z tego segmentu to nie oszukujmy się Panie i Panowie, jest
przeciętny. Chevrolet Spark poszedł też dokładnie w tę samą stronę. Wiele
zakrzywień. Ktoś kto projektował i10 chciał oddać sportową duszę w aucie, które
nawet nie jest rodzinne.
Przeciętne auto w segmencie, które chce być fajne? Nie
kupuję tego. Jednak może znaleźć swoich zwolenników. Na pewno nie wśród
starszych ludzi, którzy wolą spokojne auta.
Tak dla przyzwoitości i dziennikarskiego poczucia podam
kilka nudnych faktów, które są tak usypiające, że nie wiem po co ktoś miałby to
czytać. Jednak może kogoś z was to zainteresuje. Wysokość 1500 mm, szerokość
1660 mm, długość 3665 mm, rozstaw osi 2385 mmmmmmm... Już nie zasypiamy. Lecimy
dalej i rusza wycieczka z Olkusza.
Chcesz wiedzieć co mam pod ubraniem?
Przejdźmy do wnętrza. Cóż tu mamy ciekawego. Plastiki,
których nie musimy się wstydzić i bać, że nam się połamią zaraz po tym jak się
o nie oprzemy. Nie bójmy się też o to, że wypełnienie drzwi zostanie nam w
ręku. Wszystko jest ładnie i schludnie przyczepione. Prawdziwa niemiecka
robota, która znalazła się w Korei. Wszystko działa, nie skrzypi, nie wali,
przyciski odskakują po wciśnięciu nie ma się do czego przyczepić można by było
pomyśleć. Ciekawa dwukolorowa deska rozdzielcza, wielofunkcyjna trójramienna
kierownica, w dodatku podgrzewana, drążek zmiany biegów na dobrej wysokości.
Nic tylko się zachwycać, a w porównaniu do starego i10 to wręcz rewolucja.
Siedzenia wygodne i dobrze trzymają w zakrętach. Pamiętajmy jednak, że nie jest
to auto sportowe, więc tych dużych prędkości to raczej nie osiągniemy. Nie mamy
tylu prostych dróg by tego dokonać.
Wszystko idealnie, ale czy na pewno? Otóż też nie. Brak
podłokietnika, zegary przejrzyste, ale tak ciekawe jak patrzenie na rosnącą
trawę. Miejsca tyle, że gdybym chciał jeździć komfortowo to musiałbym odciąć
sobie nogi, a nie jestem wyjątkowo wysoki. Kierownica jest zdecydowanie przekombinowana.
Cóż więcej? No tak tylnia kanapa, a właściwie przedłużenie bagażnika. Nie umiem
sobie wyobrazić powodu, dla którego ktoś tam wstawił kanapę, tam nawet
niemowlaki się nie zmieszczą, a większa ilość dzieci będzie czuć się jak
sardynki w puszce. Dorośli? Niech usiądzie trójka dorosłych, zwykłych ludzi, a
bliskie spotkanie z szybami po bokach gwarantowane. Osoba na środku po
pierwszych 100 metrach jazdy straci przytomność ze względu na brak tlenu.
Dzięki projektanci, że zainstalowaliście elektryczne szyby. Wszystkie cztery.
Będzie łatwiej uciec.
Sama deska rozdzielcza dzięki temu jak wspomniałem, że jest
dwukolorowa poprawia nastrój. Wszystko na niej jest zgrabnie usytuowane i nie
przeszkadza ogólnej harmonii. A jak wiemy harmonia pozwala się rozluźnić, a
zbyt duże rozluźnienie powoduje senność, a senność powoduje śmierć na drodze.
Podsumowując ten ciąg logiczny. Wnętrze Hyundai i10 usypia. Nie jest
porywające, a przynajmniej mniej niż karoseria. Można by było wkładać pacjenta
na kilka minut przed operacją i od razu by zasypiał. W ten prosty sposób
uratowałem polską służbę zdrowia od dodatkowych kosztów na anestezjologów.
„Już po raz wstać, wyruszyć z domu...”
Testowana przeze mnie wersja i10 miała silnik o pojemności
1.25 litra, czyli w oznaczeniu na klapie bagażnika 1.2. I tutaj muszę podać
znowu kilka suchych faktów, które nie pasują Judge W gdyż uważa je za nudne i
takie są w istocie. Przynajmniej przy takich autach jak to, które opisuję. Moc
produkowana przez ten „wyjątkowy” silnik to 87 KM przy 6000 obr./min., kolejna
wartość to 120 Nm momentu obrotowego, która swoją maksymalną wartość osiąga
przy 4000 obr./min. Nie można jednak przyczepić się o użytkowanie skrzyni
biegów. W wersji testowej znalazł się 5-biegowy manual. Łatwo wchodziły biegi na
swoje miejsce, nie było czuć zmęczenia... do momentu aż dojechałem do
wzniesienia. Drugi bieg był zdecydowanie za nisko i silnik zaczynał zbyt mocno
wyć, trójka natomiast była zbyt wysoko by pozwolić na bezpieczne toczenie się
pod górę. Jednak inżynierowie doszli najwyraźniej do wniosku, że chrzanią to,
ważne by łatwo biegi wchodziły. I tutaj też polegli. Wsteczny ma cały czas
problemy z wejściem. Całe szczęście, że nie szarpie.
Zapomniałem dodać jedną ważną rzecz. Silnik 1.25 litra to
najwyższa jednostka napędowa w ofercie. Jego prędkość maksymalna to 171 km/h.
Wow! Tyle wygrać! Jednak aby osiągnąć upragnioną „setkę” musimy czekać jakąś
jedną erę w dziejach ziemi i na roztopy lodowców. 12.3 sekundy powodują, że jak
osiągniemy 100 km/h budzimy się z podziwem. Ludzie nam klaszczą, a kobiety
rzucają kwiaty pod koła. Cały naród się cieszy razem z nami. Najpierw tylko
musimy się obudzić.
Jazda to najfajniejsza część tego auta. I tutaj nie żartuję.
Gdy przyjmujemy do wiadomości, że nie jesteśmy demonami prędkości, a wnętrze
nie spowoduje u nas senności możemy rozkoszować się jazdą (wiem, naciągane
określenie). Otwieramy szyberdach, otwieramy okna i spokojnie się toczymy.
Układ kierowniczy nie ma luzów, fajnie się prowadzi, a na zakrętach nie modlimy
się do św. Piotra. Nawet nierówności bardzo gładko i kulturalnie połyka.
Większym problemem są muldy. Czasem może nas podbić i wtedy mocno uderzymy.
Jednakże w ogólnym rozrachunku jest to całkiem przyjemna jazda. Pełna kultura.
Chyba po to by nas nie zbudzić. Spalanie też nas nie zabije. 4.9 L/100 km daje
nam poczucie, że właściwie to nie ma sensu się denerwować.
Tu przydałby się błyskotliwy podtytuł, ale nie mam pomysłu
I w ten o to prosty sposób doszliśmy do końca naszego testu. Nowy Hyundai i10. Długo myślałem jak go podsumować.
Nie jest super dobry, ale nie jest też najgorszy. Gdybym miał go określić w
kilku słowach byłyby to: poprawny, zachowawczy, aspirujący i dobry. Chyba słowo
„dobry” jednak nie jest tu pochwałą. To jest jak w seksie. Gdy facet pyta się
po wszystkim jaki był i otrzymuje, że był „dobry” to jest jedna z większych
obelg dla niego. Facet przyjmuje tylko dwie odpowiedzi, że jest albo
super/bardzo dobry albo beznadziejny. Gdy kobieta mówi, że był „dobry” to
znaczy, że był poprawny, nijaki. Fajnie było ale nie zapamiętam Cię na długo.
Jedyna szansa w tym, że był to pierwszy seks w życiu kobiety. Tak samo jest z
nowym Hyundai’em i10. Jest dobry, ale nie wart zapamiętania. Chyba, że jest to
wasz pierwszy samochód to wtedy będziecie go rozpamiętywać. Jest to o tyle
możliwe, że będzie pierwszym pojazdem po zdaniu prawka bo jego cena zaczyna się
od 35.900 zł.
Jednak w dużej mierze kupią go osoby, które posiadały
poprzednią generację (ale nie starsze niż 50 lat) oraz te, które potrzebują auta
na zakupy. Innych opcji nie widzę. A właściwie to czego? O czym to ja pisałem?
A już widzę, Hyundai i10. Jakiś taki senny się zrobiłem, wy też?
0 komentarze